Gdyby ktoś zapytał mnie "Gdzie byłeś kiedy w 2010 roku kulminacyjna fala powodziowa zalała Bulwar w Toruniu?", odpowiedziałbym... "W Bulwarze...".
A dokładniej - w Hotelu Bulwar, położonym nad samą Wisłą, którego parter został z resztą całkiem porządnie podlany, a ja zostałem odcięty od świata (Wisła zalała jedną drogę wyjazdu, a panowie w niebieskim mundurach zablokowali drugą...).
Ale akcja tego Wielkiego Dnia Asi i Jeroena działa się nie tylko w "Bulwarze" (fantastyczny hotel, z najgorszą do fotografowania, najtrudniejszą, salą, w jakiem miałem przyjemność robić zdjęcia... czarne ściany i sufity - koszmar fotografa), ale również w "Feminarium" i kościele akademickim na toruńskim Starym Rynku - pierwsze miejsce szczerze polecam wszystkim Paniom planujacym zrobić się na bóstwo, drugie... jak tylko skończą remont :-).
Po imprezie mogę z całą stanowczością stwierdzić, że absolutnie prawdziwe jest powiedzenie iż Polak i Holender dwa bratanki... Po raz pierwszy uczestniczyłem bowiem w dwunarodowym, dwukulturowym ślubie, na którym praktycznie nie można było odróżnić kto reprezentuje tulipany, a kto goździki. Atmosfera była fantastyczna, zabawa przednia, panna młoda jak zwykle przeurocza, a wybór 21 ulubionych zdjęć z reportażu z tego dnia to nie lada problem...
Aśka i Jeroen - dank je vel!