Dziś trochę inaczej... nie będzie zdjęć, będzie za to opowieść o głupocie, krętactwie i potencjale google.
Jakiś czas temu wykombinowałem sobie, że dobrze byłoby pokręcić rosnącemu błyskawicznie Żukowi o imieniu Olusia kilka filmów z jej pierwszego gaworzenia, niech sobie dziewczę posłucha na stare lata jak kiedyś gadała. Po krótkim zastanowieniu wybór padł na Canona 550D, który miał być przy okazji aparatem „do torebki” dla mojej Asi. Umieściłem więc ogłoszenie na forum canonboard, tego samego dnia dostałem kilka ofert, jedna szczególnie wpadła mi w oko. Po pierwsze – dlatego, że sprzedający konkretnie opisał mi aparat, przebieg (nie pisał że ma kilkanaście kłapnięć), itp. Po drugie – dlatego, że ofertę tą przesłał mi niejaki Grzegorz Wiśniewski (zwany dalej GW, nie mylić z Gazetą Wyborczą) - w podpisie maila numer telefonu 503 692 805, adres strony http://www.fotografiawisniewski.com.pl/. Kliknąłem, galeria taka sobie, no ale jednak to zawsze fotograf fotograf ślubny (w tej branży, pomimo tego, że, jak w każdej, panuje konkurencja, raczej „trzymamy ze sobą sztamę”). Pogadaliśmy chwilę mailowo o aparacie, wynegocjowałem cenę za komplet wraz z przesyłką kurierską (zależało mi wtedy na czasie – miałem mały urlopik). GW prosił mnie o szybki przelew „bo czeka go zakup Nikona D3”, itp., poproszę więc o numer konta, razdwatrzy, kasa przelana.
Po kilku dniach oczekiwania na aparat postanowiłem się przypomnieć. Odpowiedź „Witam jutro przesyłka startuje do Pana przepraszam ze to tak długo trwalo..”.
Kolejnego dnia (tym razem sam już nie pisałem) znów mail od sprzedawcy „Witam dziś prawdopodobnie uda mi sie juz wyslac paczke do Pana.”.
No to trochę się wpieniłem… i zrobiłem to, co powinienem zrobić zaraz po podjęciu decyzji o zakupie, a przed wpłaceniem kasy – wpisałem sobie w gogle imię i nazwisko tego jegomościa.
No i gdybym posiadał włosy na głowie, to zjeżyłby się pewnie w tym momencie.
Trafiłem bowiem na te linki:
http://www.goldenline.pl/forum/370548/kupiesprzedamzamienie/s/14
http://forum.nikoniarze.pl/showthread.php?p=1994757
http://canon-board.info/showthread.php?p=807854
http://allegro.pl/show_user.php?search=grzegorzw_2010
No a po tym przyszło maksymalne wqrwienie!!!!
Najpierw na siebie - m.in. z racji wykonywanego zawodu, w "interesach" jestem raczej ostrożną osobą i do dziś nie wiem jak udało mi się dać nabrać w taki prosty sposób.
A potem na tego ^%$#@...
Wqrwienie w moim przypadku przeradza się jednak zazwyczaj w działanie.
Zacząłem się od zebrania „materiału dowodowego”, a więc znanych mi wcześniej przypadków prób oszustwa. Skontaktowałem się z osobami, które opisywały swoje "przygody" z GW, niektóre z nich zadeklarowały chęć pomocy z skopaniu tyłka temu jegomościowi.
W kolejnym etapie poinformowałem uprzejmie GW o tym, iż już wiem o tum, że jest seryjnym oszustem. Zażądałem niezwłocznego zwrotu wpłaconej przeze mnie kwoty (wyznaczyłem termin i godzinę). Poinformowałem go również, iż jeśli będzie próbował przysyłać mi cokolwiek kurierem (podejrzewałem że może wysłać mi jakiś złom, uszkodzony aparat lub "przysłowiową" cegłę), w obecności kuriera i świadków sporządzony zostanie protokół odbioru – i jeśli choć jedna z informacji o aparacie które przesyłał mi mailem będzie nieprawdziwa, tego samego dnia na policję zostanie zgłoszone powiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z art. 286 par. 1 kk (próba oszustwa).
Drugiego dnia otrzymałem SMS z informacją iż przeprasza i zwraca kasę.
Przed terminem zwrotu pieniędzy - SMS „Bardzo przepraszam, proszę o czas do jutra, czekam na wpłatę mojej wypłaty, kasa będzie na pewno, itp.”
Odpowiedziałem więc, że już czytałem w Internecie o jego wytłumaczeniach o zaległych pensjach, chorych dzieciach, żonach w szpitalu i rozbitych samochodach, termin jest wyznaczony, po jego przekroczeniu idę na komisariat.
Potem przestałem odpisywać na SMSy, było ich kilka, o treści typu „Nie chciałem pana oszukać, proszę o czas max do jutra, zwrócę na pewno pieniądze, nie chcę mieć problemów z policją, proszę”.
Zgodziłem się na przesunięcie terminu na dzień kolejny.
Oczywiście, kasy nie było na koncie.
Pojawiła się pojutrze.
Oczywiście, tylko część kwoty (co za niespodzianka!).
Na pytanie "Czy to żart?" otrzymałem odpowiedź „Ojej, a to było tyle i tyle??? To sorry, jutro doślę resztę, to przez pośpiech”.
Potem było kilka dni SMSów z informacją, że dziś wpłaca kasę (oczywiście nieprawdziwych).
Poskutkowała kolejna informacja z mojej strony o wizycie na policji.
W sumie było to dość nerwowe kilkanaście dni (pytanie tylko - dla kogo bardziej?). Rozważam cały czas zgłoszeniem tej sprawy na policję, niedoczas w środku sezonu ślubnego hamuje nieco mój głód sprawiedliwości.
Ale zadaję sobie na koniec również inne pytanie – po co ten człowiek to robi? Kiedy rozmawiałem z innymi osobami, które miały z nim do czynienia, okazywało się, że mechanizm jest zazwyczaj podobny (oszukane osoby odzyskują pieniądze po kilku tygodniach). Po cholerę mu te parę złotych na koncie przez kilkanaście dni? Odsetek z tego jest tyle, że na SMSy pewnie nie starczy. Pierze kasę? Ale jak skoro wszystko przelatuje przez system bankowy? Poważnie zastanawiam się czy przypadek pana GW nie nadaje się raczej do psychiatry (forma kleptomanii, ale z oszustwem zamiast kradzieży, tudzież syndrom Herostratesa)? Pojęcia nie mam, może jedno oszustwo na 10 mu wychodzi, kiedy trafia na mniej zdecydowanych „klientów”. Czy ktoś ma może pomysł?
Morału na koniec nie będzie...