Ślub Sylwii i Kuby oznaczał powrót do miasta, z którego pochodzę i w którym spędziłem większość swojego dotychczasowego życia, a więc do Wąbrzeźna. Było więc wyjątkowo rodzinnie i swojsko, tym bardziej, że na weselu spotkałem swoich czterech byłych nauczycieli. Impreza u Seby Biestka (pierwszy raz jadłem sushi podczas wesela - fenomenalny pomysł!), sesja oczywiście na Podzamku - i Kuba dał radę ;-)!
A najlepsze we wszystkim jest to, że w przyszłym roku spotykamy się na ślubie w podobnym towarzystwie... i jak tu nie lubić swojej pracy? :-)